Nowy polski święty - Stanisław Kazimierczyk |
|
2010-10-15
W niedzielę 17 października zostanie kanonizowany w Rzymie kolejny polski
święty – błogosławiony Stanisław Kazimierczyk. Ten zakonnik – żyjący ponad 500
lat temu w Krakowie był propagatorem kultu Eucharystycznego i poświęcał się
posłudze ubogim.
Pobożność wyniesiona z domu
Stanisław urodził się w
Kazimierzu, mieście leżącym tuż obok królewskiego Krakowa, 27 września 1433 r. Z
tym miasteczkiem, a także kościołem parafialnym pw. Bożego Ciała, w którym
został ochrzczony i pochowany, był związany do końca swojego pracowitego życia.
Jego ojciec Maciej Sołtys był rzemieślnikiem – utrzymywał się z tkactwa, był też
przez wiele lat przewodniczącym sądów miejskich, co świadczy o szacunku i
zaufaniu, jakim darzyła go społeczność lokalna. Jego matka Jadwiga należała do
działającego do dziś przy parafii Bractwa Najświętszego Sakramentu.
Po latach pobożny lud nadał Stanisławowi zaszczytny tytuł Apostoła
Eucharystii. Wiele wskazuje na to, że to matka kształtowała pobożność swojego
jedynaka. Od dziecka miał także wielką cześć do Matki Bożej – to do niej z
prośbą o potomstwo zwracała się Jadwiga Sołtysowa.
W wieku około 17 lat
młody mieszkaniec Kazimierza podjął studia w Akademii Krakowskiej, która
przeżywała w tym okresie swój złoty wiek – jej wykładowcami byli wybitni uczeni
i święci – Paweł Włodkowic, Stanisław ze Skalbmierza, św. Jan Kanty. Studia
Stanisława zostały uwieńczone doktoratem z teologii.
Apostoł
Eucharystii
Przed młodym absolwentem Akademii otwierało się
wiele możliwości kariery. Jednak z nich nie skorzystał i w wieku 23 lat wstąpił
do znanego od dzieciństwa zakonu Kanoników Regularnych pracujących w jego
rodzinnej parafii. Tu zasłynął pobożnością, umiłowaniem dyscypliny zakonnej i
ascezy. Choć był doktorem teologii nie wywyższał się nad współbraci, wykonując
gorliwie powierzone zadania.
Po otrzymaniu święceń przez pięć lat przygotowywał się do pełnienia
obowiązków duszpasterskich po czym został kaznodzieją i spowiednikiem w
klasztorze. Pełniąc je zasłynął jako gorliwy kaznodzieja i wnikliwy spowiednik.
Jego współbracia powierzyli mu kolejne odpowiedzialne zadanie – został
wychowawcą młodych współbraci. W jego posłudze ujawniała się jego wielka cześć
dla Eucharystii.
– To nie była tylko jego kontemplacja, adoracja – czynności wynikające z
faktu, że był księdzem i takie praktyki były oczywiste – podkreśla ks. Andrzej
Scąber, główny referent ds. kanonizacji archidiecezji krakowskiej. – Ale on
codziennie chodził z Najświętszym Sakramentem do chorych, nie wychodzących z
domu, samotnych. W tamtych czasach nie było to powszechne. Pamiętajmy, że były
to czasy, gdy nie wolno było zbyt często przyjmować Komunii św., w praktyce było
to raz-dwa racy do roku. Praktykę częstej Komunii św. wprowadził dopiero Pius X
w XX wieku – przypomina ks. Scąber.
Był także Stanisław wielkim
czcicielem Matki Bożej. Co piątek szedł na położoną niedaleko Skałkę by modlić
się do Bogurodzicy. To tu pewnego razu „ukazała mu się Najświętsza Maryja Panna
z Dzieciątkiem Jezus na rękach i św. Stanisławem i wielkim zastępem aniołów”,
Która zapowiedziała mu, że czeka go „sowita nagroda”. Tak też Stanisław jest
najczęściej przedstawiany – klęczy przed Matką Bożą i św.
Stanisławem.
Intensywna asceza, służba ubogim i wyczerpująca praca w
parafii nie pozostały bez śladu – osłabiony organizm tracił siły. Stanisław
Kazimierczyk zmarł w wieku 56 lat 3 maja 1489 r. Ujrzawszy uprzednio, jak pilnie
odnotowuje jego biograf Matkę Bożą i Zmartwychwstałego Chrystusa w
chwale.
Niezwykły kult
Nieprzerwany, trwający
ponad 500 lat kult bł. Stanisława jest niezwykłym fenomenem – mówi obecny
proboszcz parafii Bożego Ciała ks. Piotr Walczak.
Nieprzerwany strumień
wiernych, który od chwili śmierci nawiedzał grób opiekuna biedaków, do dziś nie
ustaje. Przekonani o jego świętości już za życia, przychodzili do niego także po
śmierci, dlatego jego ciało zostało przeniesione z grobu do pięknego barokowego
ołtarza, wystawionego przez przeora Zakonu w 1632 r. Pilnie zapisywano też cuda
za wstawiennictwem Kazimierczyka – zaledwie rok po śmierci opisano aż 176
nadzwyczajnych wydarzeń.
Kościół kanoników regularnych został doszczętnie złupiony podczas szwedzkiego
potopu i zapewne tym należy tłumaczyć fakt, że kilkanaście wotywnych obrazów,
opisujących łaski, otrzymane za pośrednictwem Błogosławionego są z XVII i XVIII
w., były więc fundowane po wielkim rabunku.
Z obrazów, ufundowanych
przez wdzięcznych czcicieli kazimierskiego zakonnika dowiadujemy się, że
podkomorzyna Czartoryska dziękuje za lekki poród i powicie „synaczka”, Adam
Bosowski, dworzanin króla Władysława „y Małżonki iego” dziękuje za to, że
przestała płynąć krew z oczu jego córki, zaś „uprzednio chory, głuchy i
niewidomy” został uzdrowiony. Nieco nieporadne obrazy malarzy przedstawiają
opisywane wydarzenia, a nad każdym z nich w barokowym obłoku przedstawiony jest
bł. Stanisław ubrany w zakonne szaty – biały habit, mucet i biret, który z
niebieskich przestworzy pochyla się nad ludzką biedą.
Najbardziej znany jest jednak cud uzdrowienia Piotra Komorowskiego, starosty
oświęcimskiego, gdyż na mocy papieskiej dyspensy został on zatwierdzony jako
wymagany cud w procesie kanonizacyjnym Kazimierczyka.
„Ciekawy
casus” – Benedykt XVI udziela dyspensy
– To nie jest standardowe
postępowanie – wyjaśnia ks. Scąber, główny referent ds. kanonizacji
Archidiecezji Krakowskiej. Przypomina, że beatyfikacja Apostoła Eucharystii
odbyła się w 1993 r. Była to beatyfikacja inna niż większość przeprowadzanych
postępowań. Stanisław Kazimierczyk został ogłoszony błogosławionym na podstawie
dekretu papieża Urbana VIII wydanego w 1634 r. zgodnie z którym Ojciec Święty
aprobował kult, który trwa od „niepamiętnych czasów” i dotyczył osób, które
zmarły w opinii świętości sto lat przed wydaniem dekretu i nadal cieszyły się
taką opinią.
Kazimierczyk zmarł w 1489 r., więc spełniał warunki, trzeba było jedynie
udowodnić trwanie kultu. Był on oddawany nieprzerwanie od momentu jego śmierci,
co było możliwe do udowodnienia dzięki dokumentom, historii świętych i miasta
Krakowa do lat 90. XX w. Na tej podstawie uznano, że przysługuje mu tytuł
błogosławionego. Nie trzeba było osobnego postępowania w sprawie cudu, była to
beatyfikacja równoznaczna (beatificatio aequipollens), która w istocie była
legalizacją kultu – i to właśnie zrobił Kościół – zalegalizował istniejący od
ponad 500 lat kult. Przez wieki był to kult prywatny, od 1993 roku, po
orzeczeniu Kościoła, stał się publiczny.
W normalnych procedurach cud musi wydarzyć się po śmierci Sługi Bożego i taki
prowadzi do beatyfikacji, kolejny musi zaistnieć po beatyfikacji otwierając
drogę Błogosławionemu do kanonizacji.
Z tego powodu Postulacja
przedstawiła do kanonizacji cud, który się dokonał za wstawiennictwem
Kazimierczyka w 1617 r. Ale aby mógł zostać wykorzystany w postępowaniu
procesowym, musiał otrzymać dyspensę papieską co do czasu. I takiej dyspensy
udzielił papież Benedykt XVI na prośbę arcybiskupa krakowskiego. Kongregacja ds.
Kanonizacji dostarczyła ocenę medyczną – opis choroby – i przeprowadziła
postępowanie dowodowe.
Starosta oświęcimski Piotr Komorowski przybył w
poniedziałek 1617 r. po Zesłaniu Ducha Świętego do grobu Kazimierczyka. Nie był
w stanie wytrzymać bólu, gdyż oko wyszło z orbity, potwornie cierpiał. A drugie
oko stracił 17 lat wcześniej w czasie wyprawy wojennej. Tym goręcej prosił o
uzdrowienie – groziła mu całkowita ślepota. Po dwóch dniach wrócił do kościoła i
złożył pod przysięgą zeznanie, że nie tylko ból ustąpił, ale nie ma też żadnego
problemu ze wzrokiem.
W podziękowaniu za doznaną łaskę ufundował kościół w Suchej Beskidzkiej. I ta
sytuacja – odzyskanego zdrowia trwała 23 lata – do jego śmierci. – Uzdrowienie
było natychmiastowe i trwałe – spełnia więc kryteria cudu – wyjaśnia ks. Scąber.
Przypomina sceptycyzm bp krakowskiego Marcina Szyszkowskiego, który czekał 17
lat nim upewnił się, że efekt cudownego uzdrowienia jest trwały. W końcu
zatwierdził darowiznę starosty oświęcimskiego i dopiero wówczas erygował parafię
w Suchej Beskidzkiej.
Analizując przypadek specjaliści stwierdzili, że
Piotr Komorowski najprawdopodobniej chorował na ropień oczodołu. Do dziś jest to
choroba bardzo trudna do wyleczenia, co dopiero w XVII
wieku.
Święci się nie starzeją
Proboszcz kościoła
pw. Bożego Ciała ks. Piotr Walczak przypomina, że dzień śmierci Błogosławionego
był kiedyś na Kazimierzu dniem wolnym od pracy. Mało jest osób tak związanych
jak on – od narodzin do śmierci – ze swoją małą ojczyzną. W czasach zarazy
organizowano procesje do grobu świętego zakonnika, a jego relikwie umieszczono
na wieży ratusza miejskiego w 1784 r. Gdy w 1913 r. otwarto skrzynkę z
relikwiami bł. Stanisława był przy tym obecny książę abp Sapieha.
Nie ulega wątpliwości, że mieszkańcy obecnej dzielnicy Krakowa nie zapomną o
swoim dobroczyńcy, ale kult Kazimierczyka szerzy się w całym kraju, przekracza
też jego granice. – Intencje są takie, jak zawsze – stwierdza ks. Walczak –
o zdrowie, z prośbą o rozwiązanie problemów rodzinnych czy zawodowych. Jedna
przewija się szczególnie często – prośba o uzdrowienie wzroku, gdyż bł.
Stanisław zasłynął takim cudem. Do grobu przybywają grupy pielgrzymów,
seminarzyści, nadzwyczajni szafarze Komunii św., którzy Apostoła Eucharystii
uważają za szczególnego patrona. – Niedawno przybyła spora grupa Węgrów. Rodzice
z Przemyśla leżąc krzyżem błagali o zdrowie dla syna. – Ludzie modlą się przy
grobie Błogosławionego, zamawiają Msze św., wpisują się do księgi
modlitewnej.
Ks. Walczak ma świadomość, że ludzi średniowiecza dzieli od
współczesnych przepaść mentalna i religijna. Ale obecnie obserwuje wielką
popularność adoracji Najświętszego Sakramentu. Nawet na nabożeństwa nocne
przychodzi sporo ludzi. - To taka nowa – najstarsza forma pobożności – mówi ks.
Walczak. – A jednym ze wzorów dla nich jest bł. Stanisław, który miał głęboką
świadomość, że pochodzi z sanktuarium pw. Bożego Ciała. Kanonicy przyszli na
Kazimierz 28 lat przed jego narodzeniem żeby szerzyć kult Eucharystii. I był to
ważny rys w jego posłudze. A wiara w moc Eucharystii wzrastała w czasach zarazy,
wobec której ówcześni ludzie byli zupełnie bezradni.
– W relacji człowieka do Eucharystii nie ma przedawnień – Eucharystia się nie
przedawnia, adoracja się nie przedawnia – mówi ks. Walczak. Jest to cześć wciąż
żywa – współcześnie i w czasach Kazimierczyka.
Po co nam ten stary
święty? – pyta ks. Scąber. I bez wahania wyjaśnia, co przyciąga do grobu bł.
Stanisława kolejne pokolenia wiernych – nadprzyrodzona cnota umiłowania
bliźniego.
Opowiada, że w średniowieczu epidemie były plagą, dziesiątkującą ludność
Europy. W wypadku wybuchu zarazy zakony żebracze miały obowiązek pozostać z
ludźmi w zadżumionym mieście. – Historia jest jak zwykle ta sama – mówi ks.
Scąber – najpierw z miasta uciekał król z dworem, arystokracja, najbogatsi
mieszczanie, artyści, lekarze, wojskowi. Pozostawała biedota. A zakonnicy mieli
dbać o to żeby ludzie nie umierali bez sakramentów, mieli też grzebać zwłoki
ofiar zarazy żeby epidemia się nie rozprzestrzeniała. Zakonnicy też nie chcieli
zostawać w zagrożonym mieście, więc losowali – gdy ktoś wyciągnął czarną kulę,
musiał zostać. Reszta współbraci opuszczała miasto.
W czasie epidemii
zarazy wszyscy księża uciekli. W klasztorze pozostał tylko Stanisław. Został na
pewną śmierć. Ale przeżył i założył później infirmerię na Kazimierzu.
Upłynęło 500 lat, niby tyle się zmieniło. A wystarczy wyjść na ulice
Warszawy, Krakowa i zobaczyć, co się dzieje, ile jest biedy – mówi ks. Scąber.
„Ubogich zawsze będziecie mieć u siebie” – obiecał Pan Jezus. Świętość jest
zawsze aktualna. Dla Boga nie ma czasu – dodaje.
KAI
|