z Watykanu
Orędzie Ojca Świętego Franciszka na Wielki Post 2014 r. |
|
2014-03-07
Stał się ubogim, aby wzbogacić nas swoim ubóstwem (por. 2 Kor 8,9)
Drodzy Bracia i Siostry!
W czasie Wielkiego Postu chcę podzielić się z wami kilkoma refleksjami, które
mogą wam być pomocne na drodze nawrócenia osobistego i wspólnotowego. Punktem
wyjścia niech będą słowa św. Pawła: „Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa
Chrystusa, który będąc bogatym, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim
ubogacić” (2Kor 8,9). Apostoł zwraca się do chrześcijan Koryntu, zachęca ich,
aby szczodrze dopomogli wiernym w Jerozolimie, którzy są w potrzebie. Co mówią
nam, współczesnym chrześcijanom, te słowa św. Pawła? Co znaczy dla nas dzisiaj
wezwanie do ubóstwa, do życia ubogiego w rozumieniu ewangelicznym?
1. Łaska Chrystusa
Słowa te mówią nam przede wszystkim, jaki jest styl Bożego działania. Bóg nie
objawia się pod postaciami światowej potęgi i bogactwa, ale słabości i ubóstwa:
„będąc bogatym, dla was stał się ubogim...”. Chrystus, odwieczny Syn Boży, mocą
i chwałą równy Ojcu, stał się ubogi; wszedł między nas, stał się bliski każdemu
z nas; obnażył się, „ogołocił”, aby stać się we wszystkim podobny do nas (por.
Flp 2,7; Hbr 4,15). Wcielenie Boże to wielka tajemnica! Ale źródłem tego
wszystkiego jest Boża miłość, miłość, która jest łaską, ofiarnością, pragnieniem
bliskości, i która nie waha się poświęcić i złożyć w darze samej siebie dla
dobra umiłowanych stworzeń. Kochać znaczy dzielić we wszystkim los istoty
kochanej. Miłość czyni podobnym, ustanawia równość, obala mury i usuwa dystans.
To właśnie Bóg uczynił dla nas. Jezus przecież „ludzkimi rękami wykonywał pracę,
ludzkim umysłem myślał, ludzką wolą działał, ludzkim sercem kochał. Zrodzony z
Maryi Dziewicy stał się prawdziwie jednym z nas, podobny do nas we wszystkim z
wyjątkiem grzechu” (Sobór Wat. II, Konst. duszpast. Gaudium et spes, 22).
Jezus stał się ubogi nie dla ubóstwa samego w sobie, ale – jak pisze św.
Paweł – po to, „aby was ubóstwem swoim ubogacić”. To nie jest gra słów czy tylko
efektowna figura retoryczna! Przeciwnie, to synteza Bożej logiki, logiki
miłości, logiki Wcielenia i Krzyża. Bóg nie chciał, by zbawienie spadło na nas z
wysoka, niczym jałmużna udzielona przez litościwego filantropa, który dzieli się
czymś, co mu zbywa. Nie taka jest miłość Chrystusa! Kiedy Jezus zanurza się w
wodach Jordanu i przyjmuje chrzest z rąk Jana Chrzciciela, nie dlatego to czyni,
że potrzebuje pokuty czy nawrócenia; czyni to, aby stanąć pośród ludzi
potrzebujących przebaczenia, pośród nas grzeszników, i wziąć na swoje barki
brzemię naszych grzechów. Taką wybrał drogę, aby nas pocieszyć, zbawić, uwolnić
od naszej nędzy. Zastanawiają nas słowa Apostoła, że zostaliśmy wyzwoleni nie
przez bogactwo Chrystusa, ale przez Jego ubóstwo. A przecież św. Paweł dobrze
zna „niezgłębione bogactwo Chrystusa” (Ef 3,8), „dziedzica wszystkich rzeczy”
(por. Hbr 1,2).
Czym zatem jest ubóstwo, którym Jezus nas wyzwala i ubogaca? Jest nim właśnie
sposób, w jaki Jezus nas kocha, w jaki staje się naszym bliźnim, niczym Dobry
Samarytanin, który pochyla się nad półżywym człowiekiem, porzuconym na skraju
drogi (por. Łk 10,25 nn). Tym, co daje nam prawdziwą wolność, prawdziwe
zbawienie i prawdziwe szczęście, jest Jego miłość współczująca, tkliwa i
współuczestnicząca. Chrystus ubogaca nas swoim ubóstwem przez to, że staje się
ciałem, bierze na siebie nasze słabości, nasze grzechy, udzielając nam
nieskończonego miłosierdzia Bożego. Ubóstwo Chrystusa jest Jego największym
bogactwem: Jezus jest bogaty swoim bezgranicznym zaufaniem do Boga Ojca, swoim
bezustannym zawierzeniem Ojcu, bo zawsze szuka tylko Jego woli i Jego chwały.
Jest bogaty niczym dziecko, które czuje się kochane, samo kocha swoich rodziców
i ani na chwilę nie wątpi w ich miłość i czułość. Bogactwo Jezusa polega na tym,
że jest Synem. Jedyna w swoim rodzaju więź z Ojcem to najwyższy przywilej tego
ubogiego Mesjasza. Jezus wzywa nas, byśmy wzięli na siebie Jego „słodkie
jarzmo”, to znaczy byśmy wzbogacili się Jego „bogatym ubóstwem” albo „ubogim
bogactwem”, byśmy wraz z Nim mieli udział w Jego Duchu synowskim i braterskim,
stali się synami w Synu, braćmi w pierworodnym Bracie (por. Rz 8,29).
Znane jest powiedzenie, że jedyny prawdziwy smutek to nie być świętym (L.
Bloy); moglibyśmy też powiedzieć, że istnieje jedna tylko prawdziwa nędza: nie
żyć jak synowie Boga i bracia Chrystusa.
2. Nasze świadectwo
Moglibyśmy pomyśleć, że taka „droga” ubóstwa była odpowiednia dla Jezusa, my
natomiast, którzy przychodzimy po Nim, możemy zbawić świat odpowiednimi środkami
ludzkimi. Tak nie jest. W każdym czasie i miejscu Bóg nadal zbawia ludzi i świat
poprzez ubóstwo Chrystusa, bo On staje się ubogi w sakramentach, w Słowie i w
swoim Kościele, który jest ludem ubogich. Bogactwo Boga nie może się udzielać
poprzez nasze bogactwo, ale zawsze i wyłącznie poprzez nasze ubóstwo, osobiste i
wspólnotowe, czerpiące moc z Ducha Chrystusa.
Na wzór naszego Nauczyciela jesteśmy jako chrześcijanie powołani do tego, aby
dostrzegać różne rodzaje nędzy trapiącej naszych braci, dotykać ich dłonią, brać
je na swoje barki i starać się je łagodzić przez konkretne działania. Nędza to
nie to samo co ubóstwo; nędza to ubóstwo bez wiary w przyszłość, bez
solidarności, bez nadziei. Możemy wyróżnić trzy typy nędzy. Są to: nędza
materialna, nędza moralna i nędza duchowa. Nędza materialna to ta, którą
potocznie nazywa się biedą, i która dotyka osoby żyjące w warunkach niegodnych
ludzkich istot, pozbawione podstawowych praw i dóbr pierwszej potrzeby, takich
jak żywność, woda, higiena, praca, szanse na rozwój i postęp kulturowy. W
obliczu takiej nędzy Kościół spieszy ze swoją posługą, ze swoją diakonią, by
zaspokajać potrzeby i leczyć rany oszpecające oblicze ludzkości. W ubogich i w
ostatnich widzimy bowiem oblicze Chrystusa; miłując ubogich i pomagając im,
miłujemy Chrystusa i Jemu służymy. Nasze działanie zmierza także do tego, aby na
świecie przestano deptać ludzką godność, by zaniechano dyskryminacji i nadużyć,
które w wielu przypadkach leżą u źródeł nędzy. Kiedy władza, luksus i pieniądz
urastają do rangi idoli, stawia się je ponad nakazem sprawiedliwego podziału
zasobów. Trzeba zatem, aby ludzkie sumienia nawróciły się na drogę
sprawiedliwości, równości, powściągliwości i dzielenia się dobrami.
Nie mniej niepokojąca jest nędza moralna, która czyni człowieka niewolnikiem
nałogu i grzechu. Ileż rodzin żyje w udręce, bo niektórzy ich członkowie –
często młodzi – popadli w niewolę alkoholu, narkotyków, hazardu czy pornografii!
Iluż ludzi zagubiło sens życia, pozbawionych zostało perspektyw na przyszłość,
utraciło nadzieję! I iluż ludzi zostało wepchniętych w taką nędzę przez
niesprawiedliwość społeczną, przez brak pracy, odbierający godność, jaką cieszy
się żywiciel rodziny, przez brak równości w zakresie prawa do wykształcenia i do
ochrony zdrowia. Takie przypadki nędzy moralnej można słusznie nazwać zaczątkiem
samobójstwa. Ta postać nędzy, prowadząca także do ruiny ekonomicznej, wiąże się
zawsze z nędzą duchową, która nas dotyka, gdy oddalamy się od Boga i odrzucamy
Jego miłość. Jeśli sądzimy, że nie potrzebujemy Boga, który w Chrystusie wyciąga
do nas rękę, bo wydaje się nam, że jesteśmy samowystarczalni, wchodzimy na drogę
wiodącą do klęski. Tylko Bóg prawdziwie zbawia i wyzwala.
Ewangelia to prawdziwe lekarstwo na nędzę duchową: zadaniem chrześcijanina
jest głosić we wszystkich środowiskach wyzwalające orędzie o tym, że popełnione
zło może zostać wybaczone, że Bóg jest większy od naszego grzechu i kocha nas za
darmo i zawsze, że zostaliśmy stworzeni dla komunii i dla życia wiecznego. Bóg
wzywa nas, byśmy byli radosnymi głosicielami tej nowiny o miłosierdziu i
nadziei! Dobrze jest zaznać radości, jaką daje głoszenie tej dobrej nowiny,
dzielenie się skarbem, który został nam powierzony, aby pocieszać strapione
serca i dać nadzieję wielu braciom i siostrom pogrążonym w mroku. Trzeba iść
śladem Jezusa, który wychodził naprzeciw ubogim i grzesznikom niczym pasterz
szukający zaginionej owcy, wychodził do nich przepełniony miłością. Zjednoczeni
z Nim, możemy odważnie otwierać nowe drogi ewangelizacji i poprawy ludzkiej
kondycji.
Drodzy bracia i siostry, niech w tym czasie Wielkiego Postu cały Kościół
będzie gotów nieść wszystkim, którzy żyją w nędzy materialnej, moralnej i
duchowej, gorliwe świadectwo o orędziu Ewangelii, którego istotą jest miłość
Ojca miłosiernego, gotowego przygarnąć w Chrystusie każdego człowieka. Będziemy
do tego zdolni w takiej mierze, w jakiej upodobnimy się do Chrystusa, który stał
się ubogi i ubogacił nas swoim ubóstwem. Wielki Post to czas ogołocenia: dobrze
nam zrobi, jeśli się zastanowimy, czego możemy się pozbawić, aby pomóc innym i
wzbogacić ich naszym ubóstwem. Nie zapominajmy, że prawdziwe ubóstwo boli:
ogołocenie byłoby bezwartościowe, gdyby nie miało wymiaru pokutnego. Budzi moją
nieufność jałmużna, która nie boli.
Duch Święty, dzięki któremu jesteśmy „jakby ubodzy, a jednak wzbogacający
wielu, jako ci, którzy nic nie mają, a posiadają wszystko” (2 Kor 6,10), niech
utwierdza nas w tych postanowieniach, niech umacnia w nas wrażliwość na ludzką
nędzę i poczucie odpowiedzialności, abyśmy stawali się miłosierni i spełniali
czyny miłosierdzia. W tej intencji będę się modlił, aby każdy wierzący i każda
społeczność kościelna mogli owocnie przeżyć czas Wielkiego Postu, proszę was też
o modlitwę za mnie. Niech Chrystus wam błogosławi, a Matka Boża ma was w swojej
opiece.
Watykan, 26 grudnia 2013, w święto św. Szczepana, diakona i pierwszego
męczennika.
FRANCISCUS
|