Zmartwychwastanie Pańskie w wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich |
|
2015-04-06
Nadeszła wreszcie chwila tak uroczysta dla całego świata,
chwila zmartwychwstania Zbawiciela. Ujrzałam najświętszą duszę Jezusa, unoszącą
się nad grotą między dwoma Aniołami z hufców wojowniczych, otoczoną zastępem
zjawisk świetlanych. Przeniknąwszy skałę, opuściła się dusza na święte zwłoki i
pochyliwszy się niejako nad nimi, stopiła się z nimi w jedną całość. W tej
chwili widać było przez przykrycia, że członki się poruszają, a oto z boku, z
pośród całunów, ukazało się jasne, żywe ciało Pana, z duszą i z Bóstwem
złączone; zdawało się, że wychodzi z rany boku prawego, co przywiodło mi na myśl
Ewę, powstałą z boku Adama. Wszystko dokoła otoczone było blaskiem.
W tym samym czasie miałam widzenie, jakoby z głębokości gdzieś
z pod grobu wychylił się ogromny smok z ludzką twarzą. Miotając na wszystkie
strony wężowatym ogonem, zwrócił zjadliwie swą paszczę ku Panu a zmartwychwstały
odkupiciel stanął mu na głowę i cienkim, białym drzewcem chorągiewki, którą
trzymał w ręce, uderzył go trzykroć po ogonie. Potwór za każdym uderzeniem
kurczył się coraz bardziej i niknął w oczach tak, że wnet tylko głowę było mu
widać, a i ta wkrótce zapadła się w ziemię i tylko dojrzeć było można jego twarz
ludzką.
Podobnego węża widziałam czyhającego w zasadzce przy poczęciu
Jezusa. Naturą swą przypominał mi ten potwór owego węża w Raju i sadzę, że to
widzenie odnosi się do słów obietnicy: Nasienie niewiasty zetrze głowę węża."
Całość zdawała mi się być tylko znakiem widzialnym tryumfu nad śmiercią; w
chwili bowiem tego widzenia zniknął mi z oczu grób Jezusa, a widziałam tylko
Pana, depczącego głowę smoka.
Teraz znowu ujrzałam Zbawiciela w chwale świetlistej, jak
przeniknąwszy skaliste sklepienie, uniósł się ponad grotę. Ziemia zadrżała w
posadach, a równocześnie spłynął z nieba na grób, jak błyskawica Anioł w postaci
wojownika, odwalił kamień na prawą stronę i usiadł na nim. Wstrząśnięcie ziemi
było tak silne, że aż kagańce zachwiały się, migocąc żywym płomieniem.
Strażnicy, ogłuszeni, padli na ziemię, zesztywniali, i pokurczeni, leżeli jak
martwi. Kassius widział wprawdzie blask wkoło świętego grobu, widział, jak Anioł
odwalił kamień i usiadł na nim, ale nie widział samego zmartwychwstałego
Zbawiciela. Oprzytomniawszy szybko, przystąpił do grobu i dotknął rękami
próżnych już całunów, potem pozostał jeszcze chwilę w pobliżu, pragnąc gorąco
być świadkiem jakiego nowego, cudownego zjawiska.
W tej samej chwili, gdy ziemia zadrżała i Anioł opuścił się z
nieba pojawił się już Jezus Matce najświętszej obok Kalwarii. Piękny był nad
wyraz i majestatyczny, a blask bił od Niego. Okrywała Go na kształt szerokiego
płaszcza suknia fałdzista, koloru blado niebieskiego, połyskująca podobnie jak
dym w świetle słonecznym; gdy szedł, powiewały za Nim fałdy sukni w powietrzu.
Na rękach i nogach znać było błyszcząco rany tak rozwarto, że np. w rany u rąk
można było włożyć palec. Brzegi ran biegły liniami na kształt trzech
równoramiennych trójkątów, zbiegających się wierzchołkami w jednym punkcie
środkowym. Od środka rąk biegły ku palcom promienie. Tak stanął Jezus przed Swą
Matką, otoczony duszami praojców; te ostatnie oddały pokłon Najśw. Pannie, a
Jezus mówił coś do Niej o widzeniu powtórnym i pokazał Jej Swe rany. Maryja
pochyliła się ku ziemi, by ucałować stopy Jego, a wtedy Jezus ujął Ją za rękę,
podniósł Ją i zaraz zniknął.
Święte niewiasty znajdowały się właśnie, gdy Jezus
zmartwychwstał, w pobliżu furtki Nikodema. Nie zauważyły znaków cudownych, jakie
się przy tym działy, jak również nie wiedziały wcale o tym, że postawiono straż
przy grobie, bo przez cały szabat wczorajszy siedziały zamknięte w wieczerniku.
Pragnęły gorąco oddać najświętszemu Ciału ostatnią przysługę, polać je wodę
nardową i olejkami, obsypać kwiatami i ziołami, a to tym bardziej, że dotychczas
nic na ten cel nie ofiarowały, bo wszystkie maści i wonności, użyte przy
pogrzebie, zakupił Nikodem; teraz więc postanowiły złożyć w ofierze
najświętszemu Ciału swego Pana i Mistrza, co tylko mogły dostać
najkosztowniejszego. Największą ilość zakupiły Salome i Magdalena.
Ta Salome nie była to matka Jana, lecz pewna bogata niewiasta z
Jerozolimy, krewna świętego Józefa. Zajęte spełnieniem tego przedsięwzięcia, nie
pomyślały niewiasty o kamieniu, którym przywalony był grób. Teraz dopiero, gdy
zbliżały się do grobu, przyszło im to na myśl, więc z troską pytały się jedna
drugiej: Kto nam odwali kamień z przede drzwi." Umyśliły wreszcie złożyć
tymczasem wonności przed grobem na kamień i czekać, aż przyjdzie który z
uczniów, by im grób pomógł otworzyć. Tak sobie rzecz ułożywszy, zwróciły się ku
ogrodowi. Kamień grobowy, jak wspomniałam, odwalony był od drzwi na prawą
stronę, tak, że łatwo można było otworzyć drzwi, obecnie przymknięte. (Przymknął
je prawdopodobnie Kassius).
Chusty, w które owinięte było Najśw. Ciało, leżały na grobie w
takim porządku: Wielki całun leżał tak jak przedtem, ale zmięty, zapadły, bo nie
było w nim nic, tylko zioła. Opaska, którą przy krępowane były całuny, leżała
skręcona, jakby tylko zsunięta wzdłuż przedniej krawędzi grobu. Chusta zaś, w
którą Maryja owinęła była Jezusowi głowę, leżała osobno na prawo w głowach
grobu, zupełnie tak, jakby dopiero co okrywała głowę, tylko, że zasłona twarzy
była odwinięta. Gdy niewiasty zbliżywszy się, ujrzały światła i żołnierzy,
leżących w koło, zatrwożone, nie wchodząc do ogrodu, zboczyły nieco ku Golgocie.
Magdalena tylko, zapominając o wszelkim niebezpieczeństwie, pospieszyła do
ogrodu, a za nią w pewnym oddaleniu poszła powoli Salome; inne niewiasty
pozostały poza murem.
Magdalena, natknąwszy się na strażników, cofnęła się w
pierwszej chwili trwożnie ku Salome, lecz wnet nabrawszy otuchy, weszła wraz z
nią do groty, mijając leżących żołnierzy. Kamień znalazły odwalony, a drzwi od
grobu przymknięte. Salome zatrzymała się przy wejściu, a Magdalena w trwodze
wielkiej podbiegła do grobu, otworzyła jedną połowę drzwi i zajrzała do środka.
Blask uderzył jej oczy, ujrzała, że całuny są próżne, rozrzucone, a po prawej
stronie siedzi u grobu Anioł. Osłupiała na ten widok, pędem wybiegła z groty,
uciekła przez furtkę z ogrodu i nie zatrzymując się, pospieszyła do wieczernika,
by oznajmić Apostołom o tym, co zaszło. Salome, w strachu wielkim, wybiegła za
nią przed ogród i oznajmiła czekającym niewiastom, jak się rzecz ma; te
przestraszone i ucieszone równocześnie, wciąż jeszcze wahały się wejść do
ogrodu.
Wtem wybiegł z ogrodu i Kassius, spiesząc do Piłata, by donieść
mu o tym, co zaszło; mijając niewiasty, oznajmił im w krótkich słowach to samo,
co już słyszały od Salome, i zaraz poszedł spiesznie do miasta przez bramę,
którą wyprowadzono Jezusa. Zachęcone jego słowy, odważyły się wreszcie niewiasty
wejść do ogrodu. Wszedłszy lękliwie do groty, ujrzały przy grobie świętym dwóch
Aniołów, w białych, świetlistych szatach kapłańskich. Strwożone, skupiły się w
gromadkę i ukrywszy twarze w dłoniach, pochyliły głowy, nie śmiejąc się ruszyć.
Wtem jeden z Aniołów tak przemówił do nich: Nie lękajcie się i
nie tutaj szukajcie Ukrzyżowanego! Żyw jest, zmartwychwstał i nie masz Go w
grobach umarłych. Oto próżne miejsce po Nim. Oznajmijcie uczniom, coście
widziały i słyszały! Jezus uprzedzi ich do Galilei. Niech przypomną sobie, co
powiedział im w Galilei: Syn człowieczy musi być wydany w ręce grzeszników i
ukrzyżowany, ale trzeciego dnia zmartwychwstanie." Drżąc z trwogi, uczuły jednak
niewiasty radość w sercu; oglądnąwszy grób i całuny, odeszły z płaczem ku
bramie, przez którą niedawno poszedł Kassius. Szły powoli, nie ochłonąwszy
jeszcze ze strachu, a co chwilę zatrzymywały się i rozglądały w koło, czy nie
ujrzą gdzie przypadkiem Pana i czy nie powraca Magdalena.
Magdalena, jak mówiliśmy, pobiegła prosto do wieczernika i
zadyszana z pośpiechu, zapukała mocno do drzwi. Uczniowie, zebrani w sali,
częścią spoczywali jeszcze na łożach pod ścianami, częścią wstali już i
rozmawiali ze sobą. Na pukanie Magdaleny otworzyli Piotr i Jan drzwi, a ta, nie
wchodząc nawet, zawołała: Wzięto Pana z grobu, nie wiemy dokąd!" To rzekłszy,
pobiegła zaraz spiesznie z powrotem do ogrodu. Piotr i Jan wybrali się zaraz za
nią; Jan szedł prędzej i wnet pozostawił Piotra w tyle.
Przemoczona nocną rosą, wbiegła Magdalena na powrót do ogrodu.
Płaszcz opadł jej z głowy na barki, długie włosy rozwiązały się i opadały falą
na plecy. Nie mając nikogo przy sobie, nie odważyła się Magdalena wejść zaraz do
groty; zatrzymawszy się więc na skraju u wejścia, schyliła się, zaglądnęła do
groty przez niżej położone drzwi, by ujrzeć grób; opadające bujne włosy
odgarnęła i przytrzymała rękoma. Zaglądając tak ciekawie, ujrzała dwóch Aniołów
w białych szatach kapłańskich, siedzących u wezgłowia i w nogach grobu.
Równocześnie doszły jej uszu słowa: Niewiasto, dlaczego płaczesz?" Zawołała więc
żałośnie: Wzięto Pana mego; nie wiedzieć, dokąd." A widząc, że w grobie leżą
tylko próżne całuny, rozglądnęła się w koło, jak gdyby spodziewała się ujrzeć
gdzie Jezusa. Jakieś nieokreślone przeczucie mówiło jej, że Pan jest gdzieś
blisko, a nie zbiło ją z tropu nawet zjawienie się Aniołów.
Nie zastanawiając się prawie nad tym, że to Aniołowie mówią do
niej, myśl jej zajęta była wyłącznie tym jednym zagadnieniem: Niema tu Jezusa!
Gdzież jest Jezus? Odszedłszy nieco od grobowca, zaczęła błądzić w koło, jak
ktoś, co szuka trwożnie zgubionego przedmiotu. Bujne włosy rozsypały się jej po
plecach na obie strony, więc usunąwszy je na prawo, ujęła w obie ręce,
przygładziła trochę, odrzuciła w tył i znowu zaczęła się rozglądać. Wtem o
dziesięć może kroków na wschód od grobowca, w miejscu, gdzie ogród podnosi się
ku murom, ujrzała w mroku wysoką, białą postać, stojącą wśród zarośli za drzewem
palmowym. Podbiegła w tę stronę i znowu usłyszała słowa: Niewiasto, czego
płaczesz?, kogo szukasz?"
Magdalena myślała, że to ogrodnik, bo rzeczywiście postać ta
trzymała łopatę w ręku, a na głowie miała płaski kapelusz, podobny do używanej
tu kory, przywiązanej nad czołem dla ochrony od słońca, zupełnie tak, jak
przedstawił mi się ogrodnik w przypowieści, którą Jezus opowiadał niewiastom w
Betanii tuż przed Swą męką. Postać, zjawiająca się Magdalenie, nie była
świetlistą, lecz podobną zupełnie do zwyczajnego człowieka, jakby przedstawiał
się o zmierzchu, ubrany w białą suknię.
Na zapytanie, kogo szuka, zawołała Magdalena natychmiast:
Panie, jeśliś ty Go wziął, to powiedz, gdzieś Go podział a ja Go zabiorę." I
znowu zaczęła się rozglądać, czy nie ujrzy gdzie Pana w pobliżu. Wtedy Jezus On
to był bowiem rzekł zwykłym, znanym jej głosem: Mario!" Magdalena, poznawszy
Pana po głosie, zapomniała o ukrzyżowaniu, śmierci i pogrzebie, upadła przed Nim
na kolana i wyciągnąwszy ręce ku Jego stopom, zawołała, jak zwykła była Go
dawniej nazywać: Rabboni (Mistrzu)!" Jezus powstrzymał ją jednak, wyciągnąwszy
rękę przed Siebie, i rzekł: Nie dotykaj się Mnie!
Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego. Wracaj do Mych braci i
powiedz im te słowa: Idę do Ojca Mego i Ojca waszego, do Boga Mego i Boga
waszego!" Po tych słowach znikł Jezus w jednej chwili z przed oczu Magdaleny.
Otrzymałam objaśnienie, dlaczego Jezus zabronił Magdalenie dotykać się Go,
ale już nie potrafię tego dokładnie powiedzieć; zdaje mi się, dlatego, że
Magdalena z taką gwałtownością rzuciła się do uściśnięcia stóp Jego, z tym
uczuciem, jakoby żył jeszcze, jak przedtem, i jakoby nić się nie zmieniło. Słowa
Jezusa:
„Nie wstąpiłem jeszcze do Ojca Mego" oznaczały, jak się
dowiedziałam, że jeszcze po zmartwychwstaniu nie stawił się przed Swym Ojcem
niebieskim i nie podziękował Mu za zwycięstwo nad śmiercią i odkupienie
ludzkości. Chciał przez to niejako powiedzieć Jezus Magdalenie, że pierwsze
radości Bogu się należą, że więc i ona powinna się najpierw zastanowić i
podziękować Bogu za dopełnienie tajemnicy odkupienia i zwycięstwo nad śmiercią.
Gdy Jezus zniknął, podniosła się Magdalena i niepewna, sen li to był, czy jawa,
pobiegła jeszcze raz do grobu. Widząc próżne całuny i aniołów, doszła wreszcie
do przekonania, że rzeczywiście Jezus zmartwychwstał cudownie, więc pospieszyła
do swych towarzyszek. Jezus pojawił się Magdalenie mniej więcej o godzinie pół
do trzeciej.
Zaledwie Magdalena się oddaliła, poszedł do ogrodu najpierw
Jan, a za nim po chwili Piotr. Jan zatrzymał się u wejścia do groty, schylił się
i zaglądnąwszy do środka, ujrzał, że drzwi grobu są w połowie otwarte, a całuny
leżą próżne. Piotr, śmielszy, wszedł bez wahania do groty i zbliżył się do
grobu, czym zachęcony Jan, odważył się także wejść do środka. Zaglądnąwszy do
grobu, ujrzeli, że całuny leżą na środku zwinięte, wraz z ziołami, i owinięte
opaską tak, jak zwykle kobiety składały chusty na schowanie. Chusta z twarzy
leżała osobno na prawo przy ścianie, zwinięta także. Widząc to, uwierzyli zaraz
obaj, że Jezus zmartwychwstał, równocześnie zrozumieli jasno odnośne słowa
Jezusa i przepowiednie Pisma św., które przedtem brali tylko powierzchownie.
Piotr zabrał całuny z grobu pod płaszcz, po czym opuścili obaj ogród furtką
Nikodema i puścili się z powrotem do wieczernika. Jan znowu szedł prędzej,
wyprzedzając Piotra.
Dwaj aniołowie, którzy przez cały czas spoczywania Jezusa w
grobie odbywali przy Nim jakby straż świętą, pozostali jeszcze i po
zmartwychwstaniu; widziały ich niewiasty, a byli jeszcze i wtenczas, gdy obaj
Apostołowie przyszli do grobu. Zdaje mi się jednak, że Piotr ich nie widział.
Słyszałam, jak później Jan mówił do uczniów z Emaus, że będąc przy grobie,
widział anioła. W ewangelii nie wspominał jednak o tym, pewnie z pokory, by nie
dać poznać, że widział więcej, niż Piotr.
Długi czas minął, nim strażnicy, leżący na ziemi bez
przytomności, przyszli do siebie. Zerwali się z ziemi, strwożeni bardzo, nie
umiejąc sobie zdać sprawy z tego, co zaszło. Zaraz też zabrali włócznie i
płonące kagańce, ustawione dotychczas u wejścia dla oświetlenia groty, i
powlekli się lękliwie do miasta przez bramę, którą wyprowadzono Jezusa.
Magdalena, wybiegłszy z ogrodu, napotkała niewiasty i
opowiedziała im o zjawieniu się Pana, poczym zaraz podbiegła do miasta przez
pobliską bramę, niewiasty zaś zawróciły znowu ku ogrodowi. Nie doszły jednak
jeszcze na miejsce, gdy pojawił się im Jezus w długiej, białej szacie,
okrywającej Mu zupełnie ręce. Bądźcie pozdrowione, i rzekł im, a one, drżąc,
upadły, Mu do nóg. Jezus wyrzekł kilka słów, wskazał ręką w jakąś stronę i
znikł. Uradowane niewiasty pospieszyły przez bramę betlejemską na Syjon, by
podzielić się radosną wieścią z uczniami, zebranymi w wieczerniku. Ci nie
chcieli z początku dać wiary ani im, ani Magdalenie, uważając ich opowiadania za
urojenie bujnej ich wyobraźni i nie dali się przekonać aż do powrotu Piotra i
Jana.
Jan i Piotr - ten ostatni skupiony bardzo i zamyślony nad
dziwnymi wypadkami spotkali, wracając do wieczernika, Jakuba Młodszego i
Tadeusza, którzy wybrali się za nimi do grobu; i im w pobliżu wieczernika
pojawił się Pan, co wielce wstrząsnęło ich umysły. Piotrowi musiał także w
drodze pojawić się Jezus, bo widziałam, jak nagle odmalowało się na jego twarzy
wielkie wzruszenie. Jan pewnie tego nie zauważył.
W 2004 r. papież Jan Paweł II ogłosił Annę Katarzynę
Emmerich błogosławioną.
|