z Polski
O. Jacek Woroniecki OP o kulcie liturgicznym |
|
2016-05-18
o. Jacek Woroniecki OP (1878-1949 r.) – Sługa
Boży Kościoła katolickiego, dominikanin, rektor KUL, teolog moralista i
tomista. Fragmenty referatu pt. "Doniosłość wychowawcza liturgii
eucharystycznej" wygłoszonego na Międzynarodowym Kongresie Eucharystycznym
w Chicago 1926 r. i opublikowanego w zbiorze „U podstaw
kultury katolickiej” Poznań, 1935.
Żadna z
dziedzin życia religijnego nie uległa tak silnie wpływom umysłowości nowożytnej,
co dziedzina kultu kościelnego, dziedzina liturgii. Pod wpływem indywidualizmu i
intelektualizmu moralnego, którym atmosfera umysłowa ostatnich wieków została
tak silnie przesiąknięta, nawet i środowiska katolickie przestały pojmować w
całej pełni doniosłość kultu liturgicznego. Zaniedbany, często okrawany i
skracany, wykonywany zwykle konwencjonalnie, bez zrozumienia i odczucia jego
wielkich wartości moralnych i artystycznych, nie mógł on, ma się rozumieć,
nikogo pociągnąć, ale raczej tylko odpychał i zachęcał do wypełniania obowiązków
i potrzeb religijnych jedynie indywidualnymi metodami prywatnego
nabożeństwa.
Stan ten nie mógł trwać długo. Cudowne odrodzenie religijne, którego XIX wiek
stał się świadkiem, nie mogło nie zwrócić uwagi na to pierwszorzędne źródło
katolickiego życia duchowego, jakim jest liturgia Kościoła. Ruch liturgiczny,
zapoczątkowany w pięćdziesiątych latach XIX stulecia przez niezapomnianego Dom
Guerangera, benedyktyna, zataczał coraz szersze kręgi i dziś na Zachodzie, jeśli
nie odzyskał jeszcze wszystkich należnych liturgii praw, to w każdym razie
dokładnie wymiótł zadawnione do niej uprzedzenia.
Niniejsze studium pragnie zwrócić uwagę na jedną tylko stronę zagadnienia
liturgicznego, mianowicie na jego stronę wychowawczą. Ma to i praktyczną rację
za sobą: oto najłatwiej jest zacząć ruch liturgiczny od szkoły, a tam należycie
pokierowany wywoła wśród młodzieży wielkie zainteresowanie. Rezultaty
wychowawcze nie będą kazały na siebie czekać, a z czasem za młodzieżą pójdą
rzesze dorosłych.
Mało może będzie u nas takich, którzy by uważali, podobnie jak wdowa po Lwie
Tołstoju, że Kościół jest przede wszystkim przedsiębiorstwem pogrzebowym; wielu
jednak upatruje w nim w pierwszym rzędzie towarzystwo asekuracyjne od piekła. A
Kościół jest czymś większym i wyższym, a zarazem szczytniejsze stawia sobie
zadania.
Kościół jest przede wszystkim instytucją wychowawczą: jemu nie wystarcza byle
jak doprowadzić dusze do zbawienia, ale jest gorącym ich pragnieniem, aby już tu
na ziemi doszły one do pewnego stopnia doskonałości, która by i Bogu przyniosła
więcej chwały, i im samym zapewniła pełniejszą miarę szczęścia w przyszłym
życiu. Cała ta opieka duchowa, którą nas Kościół od kolebki otacza:
nauka wiary, sakramenty, nabożeństwa, wszystko to do tego zmierza celu, aby nas
wychować na dobre dzieci Boże, godne uczestnictwa w naturze samego Boga i zdolne
czerpać z tego uczestnictwa całą pełnię zawartych w niej łask. Słowem, Kościół
pragnie, aby wszyscy wierni pamiętali o tym, że Zbawiciel przyszedł na ziemię na
to, „abyśmy życie mieli i to obficie mieli" (J 10,10) i że żąda On, aby
„sprawiedliwy był jeszcze usprawiedliwion, a święty jeszcze uświęcon" (Ap
22,11).
W tej wielkiej pracy wychowawczej liturgia ma wyznaczone pierwszorzędne
miejsce; można nawet pójść dalej i śmiało powiedzieć, nie tylko
pierwszorzędne, ale pierwsze miejsce. Niezrozumieniem tej prawdy tłumaczą się
owe tak częste i po części aż zanadto uzasadnione narzekania na to, że to, co
szkoła współczesna pod względem religijnym daje, zbyt słabo wychowuje i zbyt
płytkie wywiera na całe życie piętno. Oto nie umie ona zupełnie zużytkować do
celów wychowawczych czynnika liturgicznego. Punkt ciężkości całego
wychowania religijnego, jakie szkoła daje, został przeniesiony na nauczanie
prawd wiary i moralności w szkole, nabożeństwa szkolne są traktowane
jako coś drugorzędnego, mającego na celu wypełnienie przez młodzież ogólnego
obowiązku uczestnictwa we Mszy świętej w niedziele i święta; o tym, aby je
świadomie i celowo zaprząc do celów wychowawczych, nie myśli się wcale.
Stara tradycyjna pedagogika katolicka innymi kroczyła drogami. Ciekawym jest,
jak nawet jeszcze za czasów Komisji Edukacyjnej w XVIII wieku lepiej ujmowano
stosunek nauczania religii w klasie do nabożeństwa w kościele: punkt ciężkości
wychowania religijnego opierał się na służbie Bożej, a nauczanie miało na celu
te same prawdy wiary, którymi dusze młodzieży zostały już należycie w Kościele
zapłodnione, teraz dokładniej uzasadnić i w umyśle utrwalić. Zapewne, że w XVII
wieku kult liturgiczny musiał już silnie niedomagać, zresztą nie jest on
bynajmniej jedynym czynnikiem wychowania religijnego i gdy pozostałe zawiodą, on
jeden nie będzie nigdy w stanie zapewnić duszom pełni życia religijnego i
ustrzec je od obojętności lub nawet niewiary. Tym się tłumaczy, że prace Komisji
Edukacyjnej nie przedstawiają się pod względem wychowania religijnego zbyt
świetnie, ale temu już winna atmosfera duchowa całej epoki; samo jednak ujęcie
wychowania religijnego w programie szkolnym i skoncentrowanie go koło
nabożeństwa niedzielnego odpowiada najzupełniej odwiecznym tradycjom pedagogiki
katolickiej. I my też winniśmy się starać za wszelką cenę do nich wrócić.
Nie
odbędzie się to, ma się rozumieć, bez pewnych walk, jak to zawsze się dzieje,
gdy nowe poglądy są zmuszone wypchnąć z zajmowanych od dawna pozycji stare
metody postępowania, z którymi się już wiele pokoleń zżyło. To, że w naszym
wypadku nowe poglądy są stare jak Kościół katolicki, gdy tymczasem praktykowane
dziś metody są naleciałościami czasów poreformacyjnych, w niczym nie zmienia
sytuacji, gdyż ogół sobie tego nie uświadamia i nie zdaje sprawy, jak dalece się
odsunął od autentycznego źródła natchnienia całego życia religijnego, jakim był,
jest i będzie kult liturgiczny. Gdy się jednak tę walkę na właściwe tory
wprowadzi, nietrudno będzie znaleźć cennych sprzymierzeńców w rozmaitych
postulatach nowożytnej pedagogii. Wiele z nich nie jest w gruncie niczym innym,
jak reakcją przeciw jednostronnym metodom wychowania, wyrosłym w
intelektualistycznej i indywidualistycznej atmosferze ostatnich wieków i
nieświadomym powrotem do dawnych, zapomnianych
metod.
Jest to szczególnie uderzające w tak modnej od jakiegoś czasu doktrynie znanej
pod nazwą „szkoły pracy" (Arbeitschule). Żąda ona bardziej czynnego i twórczego
udziału młodzieży we wszystkich dziedzinach pracy szkolnej i słusznie zarzuca
dotychczasowej praktyce szkolnej, że się zbyt zadowalała biernym wchłanianiem ze
strony dzieci podanego im przez nauczycieli materiału. Otóż, jak to wnet
postaramy się wykazać, liturgia jest cudowną „szkołą pracy" i nic w dziedzinie
wychowania religijnego nie potrafi jej zastąpić. Samo wprowadzenie metod „szkoły
pracy" do nauczania religii w szkole w formie ćwiczeń, wypracowań lub pokazów,
jak się to dziś robi, nie odegra tu głównej roli; dopiero dopuszczenie dzieci do
czynnego udziału w liturgicznym życiu Kościoła wciągnie je do systematycznego
wypełniania podstawowych czynności życia religijnego.
Wypadnie
jednak dokładniej zanalizować poszczególne wartości kultu liturgicznego, aby się
przekonać, jak głęboko, jak intensywnie i jak wszechstronnie wypełnia on swą
pracę wychowawczą. Ograniczymy się do liturgii Mszy świętej, boć ona jest
głównym ośrodkiem całego nabożeństwa katolickiego i najistotniejszym źródłem
świętości Kościoła. Postaramy się wykazać, że to wychowanie religijne, jakie nam
liturgia daje, ma następujące trzy zalety, że jest integralne, czynne i
społeczne.
(...)
|