Przybycie trzech króli do Betlejem w wizji bł. Anny Katarzyny Emmerich |
|
2024-01-05
(fragment)
Każdemu królowi towarzyszyło razem z orszakiem czterech
przedniejszych plemienia. Sam zaś król był jakoby ojcem wszystkich, starającym
się o wszystko, rozkazującym i rozdzielającym. W każdym orszaku byli ludzie
rozmaitej barwy twarzy. (...)Menzor, brunatny, był Chaldejczykiem, miasto jego
nazywało się mniej więcej Akajaja, otoczone rzeką, jakby na wyspie leżało. Po
większej części przebywał na polu przy trzodach swoich; po śmierci Chrystusa
został przez świętego Tomasza ochrzczony i nazwany Leandrem. Sair miał chrzest
pragnienia. Nie żył już, gdy Jezus przybył do krainy królów.
Teokeno był z Mecji, kraju, położonego więcej w górach.(...)
Ochrzcił go święty Tomasz, nadając mu imię Leon. Imiona: Kasper,
Melchior i Baltazar dano tym królom dlatego, ponieważ te imiona
zupełnie do nich się stosują. Albowiem Kasper oznacza: idzie z miłością;
Melchior: chodzi dokoła, idzie z pochlebstwem, przystępuje ze słodyczą.
Baltazar: wolą swoją szybko porywa; swoją wolę natychmiast do woli Boga
stosuje.
Od obozu Menzora mieszkał Sair trzy dni drogi, na każdy po 12
godzin licząc, a Teokeno o pięć takich dni był oddalony. Menzor i Sair byli
razem, gdy z gwiazd dowiedzieli się o narodzeniu Jezusa, i nazajutrz wybrali się
z orszakiem swoim w drogę. Teokeno miał to samo widzenie w domu i szybko podążył
za nimi. Kraje Trzech Królów leżały w ten sposób, iż wszystkie razem tworzyły
trójkąt. Menzor i Sair mieszkali bliżej siebie, Teokeno mieszkał najdalej.
Zdawało się, jakoby św. Józef wiedział o ich przybyciu. Czy się
o tym w Jerozolimie lub podczas widzenia dowiedział, nie wiem; lecz wśród dnia
widziałam go przynoszącego rozmaite przedmioty z Betlejem, owoce, miód i zioła.
Widziałam też, że grotę starannie uprzątnął, że ową odgrodzoną komórkę u wejścia
zupełnie zestawił drzewo zaś i sprzęty kuchenne przed drzwi pod schronisko
wyniósł. Gdy orszak zeszedł w dolinę groty z żłóbkiem, zsiedli i zaczęli
rozbijać namiot; ludzie zaś, którzy z Betlejem za nimi byli pobiegli, powrócili
znowu do miasta. Już rozbili część namiotu, gdy znowu ujrzeli ponad grotą
gwiazdę, a w niej zupełnie wyraźnie Dzieciątko. Stała tuż nad żłóbkiem, swą
wstęgą lśniącą prosto nań wskazując. Odkryli głowy i widzieli, iż gwiazda się
powiększała, jakoby się zbliżała i na dół opuszczała. Zdaje mi się, iż widziałam
ją wzrastającą do wielkości prześcieradła.
Z początku byli bardzo zdziwieni. Było już ciemno, nie było
widać żadnego domu, tylko pagórek żłóbka podobny do wału. Lecz wnet niezmiernie
byli uradowani i szukali wejścia do groty. Menzor, otworzywszy drzwi, spostrzegł
grotę pełną blasku i Maryję z Dzieciątkiem w głębi siedzącą, zupełnie podobną do
owej dziewicy, którą zawsze w gwieździe widzieli. Król wyszedł i oznajmił to
dwom drugim. Teraz wszyscy trzej wstąpili w przedsionek. Widziałam, że Józef
wyszedł do nich ze starym pastuszkiem i bardzo uprzejmie z nimi rozmawiał.
Powiedzieli mu prostodusznie, iż przybyli, by nowonarodzonemu królowi żydów,
którego gwiazdę widzieli, pokłon oddać i dary mu ofiarować. Józef powitał ich z
pokorą.(...)
Teraz weszło drzwiami najpierw dwóch młodzieńców, należących do
drużyny Menzora, zaścielając drogę aż do żłóbka dywanami. Gdy się oddalili,
wstąpił Menzor z swymi czterema towarzyszami; sandały odłożyli. Dwaj słudzy
nieśli za nimi aż do groty z żłóbkiem tacę z darami; przy wejściu odebrał im
Menzor tacę i uklęknąwszy, położył ją przed Maryją na ziemię. Dwaj inni królowie
ustawili się ze swymi towarzyszami w przedsionce groty.
Grotę widziałam pełną nadprzyrodzonego światła. Naprzeciw
wejścia, na miejscu narodzenia, była Maryja w postawie więcej leżącej, aniżeli
siedzącej, oparta na jedno ramię, obok Niej Józef, a po jej prawej stronie
leżało Dzieciątko Jezus w kołysce, podwyższonej i kobiercem pokrytej. Gdy wszedł
Menzor, Maryja podniosła się w postawie siedzącej, spuściła welon na twarz, i
wzięła zakryte Dzieciątko do siebie na łono.
Lecz odchyliła zasłonę, tak że górną część ciała aż do ramionek
było widać odkrytą, i trzymała Dzieciątko w postawie prostej, oparte o piersi,
podpierając Mu główkę jedną ręką. Miało rączki na piersiach, jakby modląc się,
było bardzo miłe, jaśniejące i ujmowało wszystkich wokoło. Menzor, upadłszy
przed Maryją na kolana, pochylił głowę, złożył ręce na krzyż na piersiach i
ofiarując dary, wymawiał pobożne słowa. Potem wyjąwszy z worka u pasa garść
długich jak palec grubych i ciężkich pręcików, które u góry były cienkie, w
środku zaś ziarniste i złociste, położył je z pokorą, jako swój dar, Maryi obok
Dzieciątka na łono, a Maryja przyjąwszy je uprzejmie i pokornie przykryła
rąbkiem swego płaszcza. Towarzysze Menzora stali za nim z głową głęboko
pochyloną. Menzor ofiarował złoto, ponieważ był pełen wierności
i miłości i ponieważ z niewzruszonym nabożeństwem i usiłowaniem zawsze szukał
zbawienia.
Gdy on i jego towarzysze się usunęli, wszedł Sair ze swymi
czterema towarzyszami i upadł na kolana. W ręku niósł złotą łódkę z kadzidłem,
pełną małych, zielonych ziaren jak żywica. Ofiarował kadzidło,
ponieważ ochoczo i z uległością, lgnął do woli Bożej i z wszelką gotowością
szedł za nią. Położył swój dar na małą tacę i trwał długo w postawie klęczącej.
Po nim zbliżył się Teokeno, najstarszy. Nie mógł klęczeć, był
bowiem za stary i za otyły. Stał schylony i położył na tacę złotą łódkę z
zielonym, delikatnym zielem. Było jeszcze zupełnie świeże i żywe, stało prosto
jak wspaniały, zielony krzew z białymi kwiatkami.
Przyniósł mirry, albowiem mirra oznacza
umartwienie i pokonane namiętności. Zacny ten mąż zwalczył ciężkie pokusy do
bałwochwalstwa i do wielożeństwa. Bardzo długo pozostawał przed Dzieciątkiem
Jezus, tak, iż obawiałam się o owych dobrych ludzi z drużyny, którzy bardzo
cierpliwie na dworze przed wejściem czekali, ażeby wreszcie i oni Dzieciątko
Jezus zobaczyć mogli.
Mowy królów i wszystkich, którzy po nich przystępowali i
odchodzili, były prostoduszne i jakby upojone miłością. Opiewały one mniej
więcej w ten sposób: “Widzieliśmy Jego gwiazdę i wiemy, że On jest królem ponad
wszystkie króle. Przychodzimy oddać Mu pokłon, i ofiarować dary." Wśród łez
najserdeczniejszych polecali Dzieciątku Jezus siebie, swoje rodziny, swój kraj,
swych ludzi, swój majątek, wszystko, co tylko na świecie dla nich wartość miało;
iżby przyjął ich serca, ich dusze, wszystkie ich uczynki i myśli, iżby ich
oświecił, obdarzył wszelaką cnotą, a ziemię nawiedził szczęściem, pokojem i
miłością. Trudno wypowiedzieć, jaką pałali miłością i pokorą i jak łzy radości
spływały po ich licach i po brodzie najstarszego. Było im bardzo błogo, wydawało
im się, jakoby w gwieździe przybyli, za którą ich przodkowie tak długo wytrwale
tęsknili i w którą z takim upragnieniem się wpatrywali. Była w nich wszelaka
radość ze spełnionej obietnicy od tylu wieków.(...)
Dary królów, materie, płaszcze, złote naczynia, słowem wszystko
użyte zostało po Zmartwychwstaniu do pierwszego nabożeństwa.
Żywot
i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa i Najświętszej Matki Jego Maryi
wraz z Tajemnicami Starego Przymierza
|