ze Świata
Bp Slattery: Dlaczego kapłan i wierni powinni być zwróceni w stronę Boga |
|
2009-08-28
Przywrócenie starego rytu przynosi rozmaite
pożytki — wyjaśnienie pewnych nieporozumień
Ponieważ Msza św. jest
niezbędnym i fundamentalnym wymiarem katolickiego życia, liturgia jest
nieodłącznym tematem naszych rozmów. Zatem gdy spotykamy się razem, często
zastanawiamy się nad modlitwami i czytaniami, omawiamy kazania oraz —
obowiązkowo — debatujemy nad muzyką. Poczesne miejsce w tychże rozmowach zajmuje
Msza św. — czyli szczególny sposób modlitwy nas katolików — i to, czym ona jest:
Ofiarą Chrystusową, składaną pod sakramentalnymi postaciami chleba i
wina.
Jeżeli nasza rozmowa o Mszy św. ma mieć sens musimy wpierw pojąć
pewną fundamentalną prawdę: w czasie Mszy św. Nasz Pan Jezus Chrystus łączy nas
ze Sobą składając Siebie Samego w ofierze Bogu Ojcu za zbawienie świata. W ten
sposób możemy ofiarować siebie samych w Nim, gdyż przez chrzest staliśmy się
członkami Jego Ciała. Pamiętajmy także, że jako członkowie Ciała
Chrystusowego, wszyscy wierni składają Eucharystyczną Ofiarę. Błędem jest zatem
sądzić, iż jedynie kapłan składa ofiarę Mszy św. Wszyscy wierni mają swój udział
w ofierze, choć kapłan odgrywa tu wyjątkową rolę, działa bowiem in persona
Christi, jest historyczną Głową Mistycznego Ciała, które w czasie Mszy św. jest
całym ciałem Chrystusa — czyli Głową i członkami, składającymi
ofiarę.
Zwrócenie się w tym samym
kierunku Od pradawnych czasów zwrócenie się kapłana i wiernych
odzwierciedlało powyższe rozumienie Mszy św. Ludzie modlili się stojąc lub
klęcząc w miejscu, które wyraźnie odpowiadało Ciału Chrystusowemu, podczas gdy
kapłan przy ołtarzu stał u wezgłowia jako Jego Głowa. W ten sposób tworzyliśmy
całe Ciało Chrystusa – Głowę i jego członki — zarówno w sposób sakramentalny —
przez chrzest — jak i widzialny — przez odpowiednie zwrócenie się i postawę. Co
ważniejsze, każdy z obecnych (celebrans i wierni) patrzył w tym samym kierunku,
zjednoczony z Chrystusem w składaniu Bogu Ojcu Ofiary Chrystusa — ofiary
wyjątkowej, niepowtarzalnej i miłej Bogu. Gdy zagłębimy się w pradawne praktyki
liturgiczne Kościoła widzimy kapłana i wiernych zwróconych w tym samym kierunku,
zazwyczaj ku wschodowi, w oczekiwaniu powtórnego przyjścia Naszego Pana Jezusa
Chrystusa. Przyjdzie on powtórnie „ze wschodu”. W czasie Mszy św. Kościół czuwa,
oczekując owego powtórnego przyjścia. Kierunek ten zowie się ad orientem, co po prostu znaczy „ku
wschodowi”.
Rozmaite
pożytki Zwrócenie się kapłana i wiernych sprawujących Mszę św. ad orientem było normą liturgiczną przez
niemalże 1800 lat. Musiały zatem istnieć konkretne powody trzymania się owej
postawy w Kościele przez tak długi czas. I były! Po pierwsze, liturgia katolicka
zawsze trzymała się wspaniałej Tradycji Apostolskiej. We Mszy św. rzeczywiście
widzimy całą ekspresję liturgiczną życia Kościoła, coś co przekazali nam
apostołowie i co my z kolei mamy w sposób nieskażony przekazać następnym
pokoleniom. (1 Kor 11:23) Po wtóre Kościół trzymał się jednolitego kierunku
modlitwy ku wschodowi z uwagi na jego wzniosłość, poprzez którą ukazuje on nam
naturę Mszy św. Nawet ktoś, komu Msza św. jest zupełnie obca, spoglądając na
celebransa i wiernych zwróconych się w tym samym kierunku zauważyłby po chwili
zastanowienia, że kapłan jako głowa zgromadzenia przewodzi wiernym,
współuczestnicząc w tym samym actio,
które jest aktem modlitwy.
Innowacje i
ich nieprzewidywalne skutki Tymczasem na przestrzeni ostatniego
40-lecia wspólne zwrócenie się [ku Bogu –przyp. red. ] uległo zatraceniu; odtąd
kapłan i wierni przyzwyczaili się do patrzenia w przeciwnych kierunkach. Kapłan
patrzy na ludzi a ludzie na kapłana, nawet jeżeli modlitwa eucharystyczna jest
kierowana ku Bogu a nie ku ludziom. Owa innowacja została wprowadzona po
Soborze Watykańskim II, po części po to by ułatwić wiernym zrozumienie akcji
liturgicznej Mszy św. poprzez zezwolenie na oglądanie tego, co ma właśnie
miejsce, oraz po części w geście przystosowania się do współczesnej kultury, w
myśl której oczekuje się, że ludzie sprawujący władzę mają być zwróceni ku
ludziom, którym służą, na podobieństwo nauczyciela za biurkiem. Niestety
zmiana ta wywołała wiele nieprzewidywalnych skutków, z których większość jest
bardzo bolesna. Po pierwsze, spowodowała poważny rozłam w pradawnej tradycji
Kościoła. Po wtóre, może sprawiać wrażenie, że kapłan i wierni rozmawiają o Bogu
zamiast się doń modlić. Po trzecie, kładzie nadmierny nacisk na osobowość
celebransa, niejako stawiając go na liturgicznej scenie.
Odzyskanie sacrum Jeszcze przed wyborem na
Stolicę Piotrową papież Benedykt napominał nas, by czerpać z pradawnej tradycji
liturgicznej Kościoła i odzyskać pierwotną formę katolickiego kultu Bożego. Z
tejże przyczyny przywróciłem czcigodne zwrócenie się ad orientem w czasie Mszy św., które sprawuję
w katedrze. Zmiany tej nie należy postrzegać jako „odwracanie się tyłem do
wiernych” przez biskupa, zakrawające na nietakt i wrogość. Tego typu
interpretacja mija się z prawdą — prawdą, w myśl której zwrócenie się w tym
samym kierunku przez celebransa oraz wiernych uwydatnia nasze wspólne
pielgrzymowanie ku Bogu. Kapłan i wierni pielgrzymują razem. Nie należy nadto
twierdzić, jakoby odzyskiwanie pradawnej tradycji było jedynie „odwracaniem
wskazówek zegara”. Ojciec Święty wielokrotnie podkreślał ważność odprawiania
Mszy św. ad orientem, lecz jego intencją
nie było zachęcanie celebransów do bycia „liturgicznymi antykwariuszami” Jego
Świątobliwość pragnie bowiem, byśmy na nowo odkryli skarb pradawnej tradycji
pielęgnowanej przez wieki, mianowicie, to, że dla Kościoła Msza św. jest
podstawowym i niezbędnym nabożeństwem, w którym Nasz Pan Jezus Chrystus ofiaruje
się Bogu Ojcu.
Nowy
Ruch Liturgiczny, przekład: Anna Kaźmierczak
|